Wszystkie zdjęcia na tym blogu są mojego autorstwa, nie zezwalam na ich kopiowanie, umieszczanie na innych blogach czy gdziekolwiek bez mojej wiedzy . Nie kradnę i nie chciałabym być okradana. Jeżeli wzoruję się na pracy innej osoby, poinformuję osobę zainteresowana i oznaczę ją pod zdjęciem.

sobota, 30 maja 2015

kartkastycznie, komuni....stycznie

Niby jestem, a jakoś jakby mnie nie było. Wiem wiem, obiecałam, nagadałam, miałam wrócić, no ale ni cholery z czasem nie wyrabiam. Dziś niby luźniej, niby bez stresu, a jednak zupełnie inaczej niż przez ostatnich kilka lat.  A jakaż to przyczyna niby? Taka zmiana, jedna na lata ???? Ano, pane Havranek...... taka to zmiana, że dziecię moje starsze zwane synem, a szczegółowo bardziej zwane Wiktorem (po polsku mit W, nicht mit V) właśnie to stworzenie moje wielkie, a jednak małe, śpi dzisiaj po raz pierwszy poza domem. Wygnałam go do przedszkola, a co. Jak tak lubi tam siedzieć i po dojczlandzku szprechać, to niech sobie tam na noc zostanie, hihih. Żeby jednak na wyrodną matkę nie wyjść (a może tylko, żeby się ten fakt nie wydał) wyjaśnić muszę, że jako vorschulkinder, czyt. przedszkolaki (bardziej szczegółowo do mojego dziecia, dzieć, szkodnik niebawem do szkoły pędzący), więc właśnie owe szkodniki dziś mają wielki obóz z przedszkolankami. Grill, wędrówki wieczorne z latarkami, nocowanko w śpiworze..... Matko kochana, zaczynam czuć się tak jakby staro? Dobra, matki starszych dzieci się teraz nie wypowiadają !!!!!!! Dzieci rosną, czas ucieka, człowiek się starzeje, a właściwie to dojrzewa, doświadczenia nabiera. Doświadcza, oświadcza.....

 A skoro już o oświadczaniu, to ja i wszem i wobec i w ogóle tak, oświadczam, że żyję mimo wszystko i robótkuję w każdej wolnej chwili. Takowym sposobem w ostatnim czasie powstało kartek kilka, a że maj od lat sezonem jest na misia (ups, to nie ta bajka) oczywiście komunijnym sezonem przecież jest, więc z tej to okazji karteczki poczyniłam na zamówienie. Jedna nawet mi się skapnęła, bo ja też gościem komunijnym byłam w tym roku. Do mojej karteczki jeszcze albumik zmaściłam niewielki, ale o nim w innym terminie, bo by mi się tutaj fotki nie zmieściły wszystkie, a przecież i miejsca na wasze pozytywne achhhhhhujące i ochhhhhhhujące komentarze pozostawić muszę nieco.  Dobra, za brak komentarza się gniewać nie będę, bo sama z komentami na bakier jestem ostatnio. Ale Wy wiecie przecież, że mi się wszystkie Wasze prace bardzo podobają. 

Nie rozciągając zbytnio tematu, toć ja nie Anna, ani nie Danuta, a Marty to raczej takie konkretne są przecież (Buahahahaha, słyszałam ten szyderczy śmiech)... Kończąc marudzenie, fotunie zamieszczam i idę pilnować telefonu z nadzieją, że jednak dzieć mój nie przebudzi się w środku nocy w przedszkolnej sali i nie stwierdzi, że jednak wypadałoby się w matkę rodzicielkę wdać i mordę na pół wsi rozedrzeć, bo mu się do domu zachce. Noooo..... bo ja taka odważna byłam kiedyś, a teraz to jeszcze bardziej, haha. 

W temacie karteczek, na początek najbardziej chodliwe u mnie od lat trzech modele (faktycznie, bo ja ich setki robię, buahaha) 
Poniższe cztery sztuki w najbliższą niedzielę trafią do łapek jednej komunistki w Norwegii. Od babci, od cioci, od wujka i od chrzestnego. Zdjęcia nie robią furrory, bo część robiona srajfonem, a to jednak nie aparat z górnej półki, pomimo że sam srajek najtańszym nie był.







Moje kopertówki oczywiście są przeciwieństwem swojej nazwy, ale skoro już taką formę mają, poniekąd właściwą dla swojej nazwy, to niech się zwą właśnie tak. Forma w pełni rozkładana, na bazie 270 g, więc masywna i nie do zdarcia :)








Tutaj już karteczki dla innych komunistów, aż dwóch :) 
Kopertówka (tym razem właściwa, nie rozkładana) w kropki groszki, dla naszego tarnowskiego komunisty od moich rodziców.





Z poniższego foto karteczka sztalugowa jako mój dodatek do albumu (o nim następnym razem), pozostałe dwie dla komunisty Mieszka (na zamówienie oczywiście). Kłosy i chlebek wycinane skalpelem, bo ja pracowita mróweczka jestem. Taka faraonka, nie do wytępienia, hihi.

 

Naturalnie w przybliżeniu... karteczka moja...



i pozostałych sztuk dwie ... kielich oczywiście też skalpelowy :)





W temacie digistempli jeżeli ktoś wie które od kogo, będę wdzięczna za podpowiedź. Zmieniłam komputra i nie skopiowałam sobie folderów z digami, a miałam skatalogowane wg projektantek. Teraz muszę się pobawić od nowa i w ten sam sposób stemple od dziewczyn pozbierać, żeby nie było, że ktoś poszkodowany przeze mnie jest. 

Tyle w temacie kochane babeczki. Północ dochodzi, dzieć mój śpi, bo telefon milczy (odpluć:tfu tfu tfu..... i odpukać ) Tylko musicie puknąć się za mnie, bo ja umalowana jeszcze jestem :) 
Łojoj, znów powiało ode mnie..... Jak to mi kiedyś pewna miła pani powiedziała ...... mam cięty język.  Dzięki bogowej nie ucięty, ale cholera wie jak to będzie za czasów pana D..y. 
poniżej niepotrzebne skreślić:
  • UP
  • UD

Może mi ten język nieco ukrócą, jak tu jakaś cenzura na blogi wpadnie, i kontrolować będą, czy na końcu każdego posta AMEN napisano :) 
Osoby usilnie wierzące proszę o wybaczenie, nie chcę tutaj obrażać poglądów religijnych, tym bardziej że temat komunistyczny. Komunijny, przepraszam. 
Buzi cmok, bo głupoty wypisuję.

wtorek, 19 maja 2015

powrót w szczególnych barwach ...

Po masakrycznie długiej, niemal pięciomiesięcznej przerwie pojawiam się znów. I na dobry wieczór wyskakuję z pytaniem

CZY MNIE JESZCZE PAMIĘTASZ ???

Dziewczynki moje kochane, tak dla przypomnienia:
Mam na imię Marta, starością swą sięgam nieco ponad lat 33 :)
Normalnością nie grzeszę, urodą z resztą te nie, ale mam tak ciut ciut zdolne łapki. Przynajmniej tak mi się wydaje, a skoro mi się coś wydaje to musi tak byc i basta.
Nie przejmujcie się brakiem miękkiego znaku nad literą "z" i "c", bo przeciez zakupiłam nowego notebooka tylko coś do końca w nim nie działa. Dobra, zmiana, podłączyłam sobie klawiaturę ze starego peceta i już mam literki jak się należy. Cóż, wygląda na to, że muszę zareklamować sprzęt. Całe szczęście, że mam chociaż unijną gwarancję, bo jakbym jeszcze musiała z tym dziadem do Polski jechać, to chyba taniej byłoby kupić kolejnego lapka.

Drugi dzień pisania posta.

Tego jeszcze nie grali, żeby napisać w ciągu dnia zaledwie kilka zdań. Tak to u mnie ostatnio z czasem bywa, że nawet kilka zdań to dla mnie nie lada wyczyn.Pracy sporo, zajęć domowych cała masa, do tego robota w ogródku..... aj długo by pisać, więc o działaniach ogródkowych napiszę w kolejnym poście, bo to te poniekąd rękodzieło, hihi.
Nie będę tutaj teraz sobie dooperelami zaśmiecac posta, bo właściwie to ma byc gadanina o kolorku majowym, jaki to u naszej Danusi rządzi. Szefowa na całe szczęście telefonicznie poinformowała mnie coz to za barwa na tapecie jest, bo z moją częstotliwością szperania po sieci, to pewnie przed Bozym Narodzeniem bym się zorientowała, ze jakieś ecru i beze było w zabawie kolorkami. 
Odpowiadając na pytanie bodajze odnośnie kolorku na marzec pisałam, że beż by mi odpowiadał, bo akurat takową pracę majstruję i proszę bardzo, mamy maj i kolorek jak ta lala dla mnie. Dobrze że szefowa uświadomiła mi ten fakt, kiedy byłam w Polsce, bo jeszcze udało mi się obfocić robótkę, która de facto trafiła do mojej mamci w ramach prezentu na dzień matki. Mowa oczywiście o bieżniku, a właściwie o serwetce, którą chciałam zmajstrować już od bardzo dawna. Miałam nadzieję że wyjdzie nieco większy twór, ale wzór tak mi się podoba, że nawet nie byłam szczególnie zła na rozmiar końcowy. Oj, nie obyło się bez prucia. Kilka razy się machnęłam, no dobra, dwa, ale zorientowałam się po kilku rzędach, więc trafiało mnie, że tyle roboty muszę powtórzyć. Tym sposobem pracę nad dziełem odkładałam na kilka długich dni, zanim znów podjęłam próbę jej ukończenia. Na całe szczęście się udało i dziś mogę pochwalić się moim szydełkowym dziergadłem.






Żeby formlaności stało się zadość, dopisać muszę, że twór mój ląduje u Danusi w cyklicznych kolorkach.

 
Pytanie nieobowiązkowe, aczkolwiek ważne od Danusi: Jakie widzisz plusy i minusy  zabawy kolorystycznej i co byś w niej zmienił/ła?

Zacznę od tyłu(tak jak misie lubią najbardziej, hahaha) nie zmieniałabym nic, bo człowiek ma już taką naturę, że do wszystkiego się przyzwyczai, choćby i było do czterech liter :) Dobra, powiało złośliwością, ale nie mam żadnej konstruktywnej odpowiedzi na to pytanie. Minusów można by się było dopatrzeć sporo, bo każda baba i z igły widły zrobi, ale po cholerę szukać? Lepiej usiąść na doopie, zrobić swoje i nie marudzić zbytnio. Doba jest za krótka, żeby jeszcze sobie zbędnej roboty dokładać. 
Plusów z kolei jest tak dużo, że nie będę ich nawet wymianiać, bo mi miejsca braknie w poście. 

Co do upodobań do kolru, oczywiście go lubię, bo bardzo pasuje do moich najczęściej brązowych fatałaszków. Niestety kolor sam w sobie jest cholenie niepraktyczny, bo ciągle się brudzi a ja nie mam chęci ani czasu na ślęczenie nad praniem. Że nie wspomnę o moich beżowych ścianach w salonie, które niegdyś zostały pokolorowane przez moją córcię i wyglądają teraz nie powiem jak. Ale może tego lata uda mi się pomalować ściany, o ile czasu odrobinę znajdę. Narazie przemeblowanie zrobiłam i większość udało mi się ukryć za meblami, hihi. 

Minęła piętnasta, zaraz dzieciarnia wpadnie do domu, więc zmykam do obowiązków. Ufff.... Udało mi się słów kilka naskrobać. Duma MIĘ rozpiera !!!
Buziam Was !!!!!!